Dobroczynne dzieło Króla (Łk 23, 35-43)
Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata C
Dobroczynne dzieło Króla
(Łk 23, 35-43)
Dzisiaj bardzo mocno rozbrzmiewa prawda, że Jezus jest Królem, który swoją władzą miłości pomaga każdemu biednemu grzesznikowi, doprowadza do jedności ludzkość z Bogiem i wprowadza pokój przez Krew krzyża. Dzisiaj dociera do nas napis: „To jest Król żydowski”. Te słowa są napisane w trzech ówczesnych najważniejszych językach, a zatem całemu światu Chrystus jest ogłoszony Królem. „Słusznie nad krzyżem umieszczony został napis, ponieważ nie do ludzkiego ciała, lecz do mocy Boskiej należy królestwo, które posiada Chrystus” – podkreśla św. Ambroży z Mediolanu.
Ten napis łotr traktuje poważnie. Wierzy w tę władzę miłości. Wie, że Chrystus może mu pomóc, biednemu i umierającemu. Łotr okazuje wiarę, kiedy uczniów nie ma pod krzyżem, a został tylko św. Jan. Św. Augustyn komentuje: „Ów łotr wtedy uwierzył, kiedy w samych nauczycielach wiary ich wiara znikła”. I dodaje wielki Ojciec Kościoła: „Kiedy umarł Chrystus, rozpierzchli się uczniowie i mniemali, że zginął. Kiedy rozpierzchli się uczniowie, wtedy uwierzył łotr. Na krzyżu był wówczas obok Chrystusa pewien łotr, który tak w Niego uwierzył, że powiedział: Panie, wspomnij na mnie, gdy przybędziesz do Królestwa Twego. Któż go pouczył, jak nie Ten, który równocześnie z nim zawisł na krzyżu? Choć był przybity był do krzyża po prawicy Jezusa, mieszkał w Jego Sercu”.
Krzyż, jako tron Chrystusa Króla zostanie bardzo często wzgardzony przez świat. Ludzie nie będą potrafili zaakceptować władzy miłości wyrastającej z krzyża. Dzieje się to również na naszych oczach. Jednak jak podkreśla w swoim komentarzu św. Augustyn „to, co wzgardzone przez świat, wybrał Bóg, aby zawstydzić mocnych. Wszak powiedział Pan do pyszniących się faryzeuszów: Celnicy i nierządnice wyprzedzą was do Królestwa niebieskiego”. „Zagarniają je wierząc i ulegając wierze. Tak też postąpił i ów łotr, silniejszy w krzyżu, niż w języku. Nawet uczniowie odstąpili i opuścili Pana. Pokonał ich łotr, który uwierzył wtedy, kiedy oni się załamali” – dodaje św. Augustyn.
Łotr został napełniony łaską, bo na krzyżu zachował trzy cnoty. „Miał wiarę, gdy uwierzył w Pana, który będzie panować, i którego razem z sobą widział umierającego. Miał nadzieję, gdy prosił o wejście do Jego królestwa. Posiadał też miłość w swej śmierci, gdy wyrzuca niegodziwość wspólnikowi, umierającemu z podobnego powodu” – pisze św. Grzegorz Wielki. „Szybko przebaczył Pan, ponieważ szybko się on nawrócił i obfitsza jest łaska niż prośba” – dodaje św. Ambroży z Mediolanu.
Dzisiaj powinniśmy przyjąć działanie Krzyża, słowo Krzyża (verbum crucis). Zachęca nas do tego św. Jan Chryzostom: „ Chcesz poznać dobroczynne działanie krzyża? Dziś nam otworzył raj przez przeszło pięć tysięcy lat zamknięty. W tym bowiem dniu, w tej godzinie wprowadził tam Bóg łotra, spełniając swe miłosierne uczynki: jeden, że otworzył raj, drugi zaś, że wprowadził tam łotra. Dziś oddał nam dawną ojczyznę, dziś wprowadził nas do rodzinnego miasta i użyczył łaskawie domu wspólnej natirze ludzi, mówiąc: „Dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23, 43n)”.
Teologia dziejów (Łk 21,5-19)
XXXIII Niedziela zwykła C
Teologia dziejów
(Łk 21, 5-19)
Dzisiejszy człowiek chciałby być panem historii i mieć całkowity wpływ na dzieje świata. W swojej pysze chce nawet zająć miejsce Boga. Tymczasem w Ewangelii (Łk 21, 5-19) Jezus pokazuje swoje widzenie historii i dziejów świata po Jego odejściu. Chrystus pokazuje, że Jego życie i zbawcze dzieło to właściwa norma dziejów świata. Dzieje świata to czas Chrystusa.
Już pierwsze czytanie pokazuje, że Bóg jest Panem dziejów. Prorok Malachiasz (Ml 3, 19-20a) mówi o końcowym akcie historii, w którym ogień spali złych, a dla sprawiedliwych zajaśnieje słońce.
Jednak główne przesłanie dla nas płynie z Ewangelii, w której zapowiedź świątyni jerozolimskiej jest punktem wyjścia dla dalszych wydarzeń. Jezus mówi o trzech wydarzeniach-rzeczach, które składają się na los Jego uczniów. A mianowicie „wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: „To ja jestem” oraz: „Nadszedł czas”. Nie podążajcie za nimi!”; „powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu”; „podniosą na was ręce i będą was prześladować”. Nastąpią bowiem rozdarcia, schizmy. A to wszystko z powodu pychy człowieka. „Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu”, bo cały czas historia chce postawić Boga w pozycji oskarżonego. Ci, którzy przyjmą naukę Chrystusa i będą chcieć według niej żyć usłyszą słowa, które wcześniej słyszał Jezus: „Precz z Nim!”.
Prześladowania Kościoła i uczniów Jezusa nie są tylko epizodem w danym momencie, lecz jak napisał szwajcarski teolog Hans Urs von Balthasar „sposobem istnienia Kościoła Chrystusowego i poszczególnych chrześcijan”. To, co napisał ten teolog wypływa z bogactwa nauczania Ojców Kościoła, którzy wierzyli, że czas prześladowań, to nie jest czas klęski, ale owocowania. „Krew męczenników jest nasieniem chrześcijan” – pisał Tertulian.
Jaką postawę mamy zająć jako chrześcijanie wobec prześladowań? „Kiedy cały świat będzie szalał i groził prześladowaniami, kiedy z każdej strony spadać będą coraz bardziej szyderstwa i groźby ludzkie, ten, który gardzi rzeczami obecnymi, będzie wpatrywał się w przyszłe. Pan mówi do ciebie w twoim sercu. Ja jestem twoim bogactwem. Nie oczekuj tego, co obiecuje świat, ale tego, co przyrzekł Stworzyciel świata. Jeżeli zwracasz uwagę na to, co ci przyrzekł Bóg, jeśli postępować będziesz sprawiedliwie, wzgardzisz tym, co obiecuje człowiek, aby sprowadzić cię z drogi sprawiedliwości” – napisał św. Augustyn. Mamy okazać wiarę, że Bóg jest Panem dziejów. Do Niego należymy. „Powiedz swej duszy: Cóż może mi zrobić nieprzyjaciel ponad to, co wycierpiał za mnie mój Pan? Trzymać się będę sprawiedliwości, nie przyzwolę na nieprawość. Posroży się nad ciałem, pułapka się rozleci i ulecę do Pana mojego” – podpowiada św. Augustyn. Równocześnie przypomina, że „wielką rzeczą jest umrzeć dla Jezusa Chrystusa, ale nie mniejszą żyć dla Niego”.
Jezus w Ewangelii umacnia nas wobec wielkiej próby prześladowań. „Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie mógł się oprzeć ani sprzeciwić”. Pan zawsze stanie przy nas. Św. Beda Czcigodny komentuje: „Jakby otwarcie powiedział swoim słabym członkom: nie bójcie się, nie bądźcie zmieszani. To wy jesteście wydani na walkę, ale to ja walczę. Wy wypowiadacie słowa, ale to ja przemawiam”. Ponadto „cnotą więc wobec ludzi jest znosić przeciwników, lecz cnotą wobec Boga jest ich kochać. Tę bowiem tylko ofiarę Bóg przyjmuje, którą przed Jego oczami na ołtarzu dobrego czynu zapala płomień miłości” (św. Grzegorz Wielki).
Dla Jezusa najważniejsza jest świątynia Jego ciała. Doda teolog Balthasar, że „Jezus nie jest zainteresowany ochroną zabytków”. Jezusowi nie chodzi o kamienne świątynie. Obraz zburzonej świątyni jerozolimskiej jest ważnym znakiem dla nas. „Jest również świątynia w każdym z nas, która się rozpada, gdy wiary zabraknie, szczególnie zaś jeśli ktoś zasłania się imieniem Chrystusa, czemu nie odpowiada jego życie wewnętrzne” – wyjaśnia św. Ambroży z Mediolanu. A św. Grzegorz Wielki dodaje: „Ruiny są bowiem Jego głosem”. Przez znak zburzonej świątyni w Jerozolimie Bóg jako Pan dziejów chce nam coś przekazać. A mianowicie każdy z nas wierzących jest świątynią i o tę świątynię mamy zadbać, także w perspektywie wieczności. „Świątynia nie została zaniechana od razu, ale stopniowo, wraz z upływem czasu. Podobnie każdy, kto przyjmuje słowo Boga, jest świątynią. Gdy popełnia grzech, nie zawsze odłącza się całkowicie od Słowa Bożego, ale ciągle częściowo zachowuje w sobie ślady wiary i wierności Bożym przykazaniom, ciągle zatem jest świątynią, choć częściowo stojącą, częściowo rozpadającą się. Ale jeśli po popełnieniu grzechu nie wykazuje on troski o samego siebie ale skłania się ku odejściu od Boga żywego, staje się świątynią, z której żaden kamień nauki nie pozostaje nietknięty i nie ostoi się żaden” – napisał Orygenes.
A zatem, co mamy robić wobec zapowiedzi prześladowań, końca świata? Na pewno nie możemy postępować jak chrześcijanie w Tesalonice, którzy źle zrozumieli naukę Chrystusa i uznali, że nie warto się trudzić, pracować, bo i tak wszystko przeminie. „Słyszymy bowiem, że niektórzy wśród was postępują wbrew porządkowi: wcale nie pracują, lecz zajmują się rzeczami niepotrzebnymi. Tym przeto nakazujemy i napominamy ich w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli” – pisze św. Paweł. Apostoł podpowiada, że powinniśmy spokojnie pracować i być zaangażowanymi w Kościele i świecie. Mamy mieć nadzieję w Bogu. Jezus nas nie straszy, ale budzi do dawania świadectwa odwagi i wiary.
Zmartwychwstanie - życie wieczne (Łk 20,27-38)
XXXII Niedziela zwykła C
Zmartwychwstanie – życie wieczne
(Łk 20,27-38)
„Król świata jednak nas, którzy umieramy za Jego prawa, wskrzesi i ożywi do życia wiecznego”. Słowa, a właściwie wyznanie wiary jednego z siedmiu braci z Drugiej Księgi Machabejskiej przypomina nam, że to co ciągle rodzi naszą nadzieję, to prawda o tym, że „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją”, jak czytamy w dzisiejszej Ewangelii.
Dzisiejsze czytania są dla nas rachunkiem sumienia. Bóg przez nie pyta nas, czy prawda o zmartwychwstaniu, o życiu wiecznym w zjednoczeniu z Nim jest dla nas prawdą, która już teraz kształtuje nasze życie. Prawda o życiu wiecznym bowiem już teraz powinna kształtować naszą codzienność, a niestety tak mało myślimy o życiu w zjednoczeniu z Bogiem w wieczności. Oczywiście bardzo trudna jest dla nas śmierć osoby nam bliskiej. Często przez całe lata trwa ból i trudno jest nam pogodzić się z faktem, że kogoś bliskiego nie ma już obok nas. Tymczasem śmierć nie jest jakimś jedynie dodatkowym epizodem w naszej codzienności. Ona jest częścią naszego życia. Śmierć niczego nie kończy, a jedynie zmienia. W tym kontekście możemy zapytać, co czuła matka owych siedmiu Machabejczyków, którzy ponieśli śmierć męczeńską w czasie wielkiego prześladowania religijnego w Ziemi Świętej wszczętego przez króla Antiocha IV Epifanesa. Św. Ambroży z Mediolanu w swoim komentarzu daje niezwykłą odpowiedź na to pytanie. „Cóż mam powiedzieć o matce, która z radością patrzyła na tyle triumfów swych synów, ile zgonów ich przeżywała, słowami umierających rozkoszowała się niby tonami pieśni, w każdym ze swych synów widząc niejako przepiękną lutnię i wsłuchując się w hymn pobożności, milszy ponad wszelkie tony płynące z strun liry” – napisał św. Ambroży. W ten sposób wskazał na wielką odwagę Machabejczyków, ale przede wszystkim na ich wiarę w życie wieczne i w zmartwychwstanie ciała.
Jakiś czas temu przedmiotem mojej lektury duchowej był list do Rzymian św. Ignacego Antiocheńskiego. Zachwyciła mnie u tego Ojca Apostolskiego, który zmierzał do Rzymu na śmierć męczeńską silna wiara w zmartwychwstanie i życie w zjednoczeniu z Bogiem. „Na nic mi się zdadzą ziemskie przyjemności i królestwa świata. Lepiej mi umrzeć w Chrystusie, niż panować nad całą ziemią. Szukam Tego, który za nas umarł; pragnę Tego, który dla nas zmartwychwstał. (…) Skoro pragnę należeć do Boga, nie wydawajcie mnie światu i nie uwodźcie tym, co ziemskie. Pozwólcie chłonąć światło nieskalane. Gdy je osiągnę, będę pełnym człowiekiem. Pozwólcie mi naśladować mękę mego Boga. Jeśli ktoś ma Go w swoim sercu, zrozumie, czego pragnę, a znając powód mego utrapienia, ulituje się nade mną. Książę tego świata chce mnie porwać i przeszkodzić memu dążeniu do Boga. Niechaj go nikt z was nie wspomaga. Bądźcie raczej po mojej stronie, to jest po stronie Boga. (…) Moje upodobania zostały ukrzyżowane i nie ma już we mnie pożądania ziemskiego. Jedynie woda żywa przemawia do mnie z głębi serca i mówi: Pójdź do Ojca. Nie cieszy mnie zniszczalny pokarm ani przyjemności świata. Pragnę Bożego chleba, którym jest Ciało Jezusa Chrystusa z rodu Dawida, i napoju, którym jest Jego Krew - miłość niezniszczalna” – napisał św. Ignacy Antiocheński, biskup i męczennik. Żyjemy dla Boga. To On „udzielił nam wiecznego pocieszenia i dobrej nadziei”, jak uczy św. Paweł. Dlatego tak ważne jest życie prawdą o zmartwychwstaniu już dzisiaj. Nasza modlitwa i życie zmartwychwstaniem są konieczne, by „słowo Pańskie szerzyło się”, a my dając świadectwo codziennej wiary powinniśmy utwierdzić się „w każdym działaniu i dobrej mowie”.
„Nie wpadaj w rozpacz z powodu czyjejś śmierci. Wierzyć w życie wieczne i użalać się nad tym, który odchodzi to absurd” – poucza nas św. Jan Chryzostom. Bardzo bolesne jest to, że także w dzisiejszych czasach tak wielu nie wierzy w zmartwychwstanie. A przecież „jeśli ścięte drzewo jeszcze zakwita, to umarły człowiek nie żyje? (…) Czyż więc człowiek, któremu służą rośliny, złożony w ziemię nie powstanie z martwych? (św. Cyryl Jerozolimski). Są też i tacy, którzy jak saduceusze wieczność wyobrażają sobie jako kontynuację doczesności. „Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić”, mówi Jezus. W wieczności, ci którzy zmartwychwstaną będą uczestnikami nowego życia, a jak ono będzie wyglądać zna tylko Bóg. Ponadto wieczność to widzenie oblicza Ojca. W piękny sposób wyjaśnia to św. Augustyn: „Powiedział Pan, że po zmartwychwstaniu ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie Boży. Nie myśl jednak przypadkiem, że aniołowie codziennie ucztują, pijąc wino, którym ty się upijasz i nie przypuszczaj, że mają żony! Nic takiego nie ma wśród aniołów. Cieszą się aniołowie z tego, że zawsze widzą oblicze Ojca. Skoro zatem oni radują się widokiem oblicza Ojca, przygotuj się i ty na taką radość. Czy znajdziesz coś lepszego ponad to? Czy możesz choćby przypuszczać, że jest coś piękniejszego niż Ten, od którego pochodzi wszelkie piękno?”. Św. Augustyn woła do Boga w „Wyznaniach”: „Nie odwracaj twarzy ode mnie. Umarłbym, aby nie umrzeć. Aby tę twarz zobaczyć!...” ( I, 5 ).
Wyszliśmy z ręki Boga i do Niego wracamy. Niezwykły jest dialog św. Augustyna z jego matką św. Moniką, zapisany w jego „Wyznaniach”: „Gdy zbliżał się dzień, w którym miała odejść z tego życia – ów dzień Ty znałeś, a my nie wiedzieliśmy o nim – zdarzyło się, jak myślę, za tajemnym Twoim zrządzeniem, że staliśmy tylko we dwoje, oparci o okno, skąd się roztaczał widok na ogród wewnątrz domu, gdzieśmy mieszkali – w Ostii u ujścia Tybru. (...) W odosobnieniu rozmawialiśmy jakże błogo. Zapominając o przeszłości, a wyciągając ręce ku temu, co było przed nami, w obliczu prawdy, którą jesteś Ty – wspólnie zastanawialiśmy się nad tym, czym będzie wieczne życie zbawionych, to, czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało, i co w serce człowiecze nie wstąpiło” (IX, 10).
Wieczność po zmartwychwstaniu to „videre Videntem” (widzieć Widzącego), jak podkreśla biskup z Hippony. Tego dzisiaj nas tak naprawdę uczą Machabejczycy, św. Paweł i Pan Jezus.
Zacheusz i My (Łk 19,1-10)
XXXI Niedziela zwykła C
Zacheusz i my
(Łk 19, 1-10)
Naprawdę niezwykła jest pedagogia Kościoła. Dzisiaj z historii Zacheusza dowiadujemy się jak ważna jest łaska uprzedzająca. Inicjatywa w ratowaniu grzesznika jest po stronie Boga. Ewangeliczne wydarzenie jest jakimś bardzo głębokim zilustrowanie autora Księgi Mądrości, który zwraca się do Boga słowami: „Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Władco, miłujący życie!”. Bóg miłuje całe stworzenie, chce ocalić wszystko, bo sam to stworzył, a najbardziej umiłowanym przez Boga jest grzesznik. To jego Bóg chce ocalić. Nawet jeśli udziela kary człowiekowi, to czyni to z miłością, aby człowiek powrócił to tej Bożej miłości. Bóg chce również, aby w nas było pragnienie wiary i działała wiara, o czym uczy nas św. Paweł (2 Tes 1, 11 – 2, 2). Nasze uświęcenie przynosi chwałę samemu Chrystusowi. Chodzi o to, aby w nas „zostało uwielbione imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa”.
Ewangelia opowiada nam o tym, że Zacheusz, zwierzchnik celników, bardzo bogaty chciał koniecznie zobaczyć Jezusa. I „wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć”, był bowiem niskiego wzrostu. Być może Zacheusz uczynił to z ciekawości i pewnie sam chciał przejąć inicjatywę, wyprzedzić Jezusa. Jednak to spotkanie zmieniło całe jego życie. Całe bogactwo, które zdobył pewnie w sposób nieuczciwy zamienił na czyn dobroci i miłości.
Dynamika tego spotkania jest niezwykła. Spojrzenie Jezusa wyprzedza Zacheusza. Tak działa łaska uprzedzająca. Działanie Boga jest zawsze uprzedzające. Jezus spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». „Prędko” - tak działa Bóg, bez żadnego ociągania. „Muszę” - przymus odczuwa Bóg, aby ocalić człowieka. Chrystus przyszedł do nas jako ten odczuwający niedostatek i cierpienie, aby nas ubogacić. Św. Augustyn powie w jednym z kazań: „Ze względu na nas Chrystus przyjął postać potrzebującego. Skoro ktoś przyjmuje świętego, łaska jest okazana nie przyjmowanemu, lecz przyjmującemu”.
Wydarzenie ewangeliczne pokazuje, że „Zacheusz wzrostem był mały, ale w czynie wielki. Miał mocną wolę, odznaczał się wielką miłością. Przyjął Pana w gościnę, przyobiecał, że ubogim rozda połowę swego majątku, a jeśli kogo skrzywdził, odda poczwórnie. Zatrzymał sobie połowę tego, co posiadał, żeby mieć z czego spłacić długi. Silna wola. Wiele rozdał, wiele zasiał” (św. Augustyn).
Zacheusz przyniósł owoc w swoim życiu. Otworzył się na działanie Boga. „Pan spojrzał w górę, ujrzał Zacheusza, ten bowiem z powodu wzrostu swej wiary i dzięki owocom nowych czynów wznosił się, jakby był wierzchołkiem płodnego, wysokiego drzewa...Zacheusz na sykomorze to nowy owoc nowej pory roku” – komentuje w sposób głęboko duchowy Św. Ambroży z Mediolanu.
U Zacheusza dokonała się przemiana, bo przyjął Boga do siebie. I „on jest synem Abrahama”, bo przecież Bóg jest wierny w miłości i wierny przymierzu z człowiekiem. Zacheusz jest „jak Abraham, który przyjął Boga w gościnę” (św. Augustyn). Zacheusz dzięki spojrzeniu Jezusa miał odwagę spojrzeć głębiej w siebie i na własne życie, a „krytyka samego siebie jest podstawą zbawienia”, jak powiedział Ewagriusz z Pontu.
W tradycji Kościoła historia Zacheusza ma swoją niezwykłą kontynuację. Otóż w dziele „Konstytucje Apostolskie”, zbiór ksiąg pochodzący z IV wieku wskazują, że Zacheusz był przy św. Piotrze Apostole, a nawet został pierwszym biskupem Cezarei Nadmorskiej.
Książę celników, jak pisze o Zacheuszu św. Hieronim, uczy nas, że musimy każdego dnia otwierać się na spojrzenie Jezusa.
Modlitwa w pokorze i prawdzie (Łk 18,9-14)
XXX Niedziela zwykła C
Łk 18, 9-14
Modlitwa w pokorze i prawdzie
Zawsze kiedy stajemy przed Bogiem liczy się pokora i prawda. Tak naprawdę są one ważne w całym naszym postępowaniu. Właściwie można powiedzieć za św. Teresą od Jezusa, że „pokora jest kroczeniem w prawdzie”, a nawet jeszcze mocniej, że pokora jest prawdą. Kiedy stajemy przed Bogiem mamy modlić się do Niego, a nie do nas samych.
Dzisiejsza Ewangelia mówi nam o dwu ludziach, którzy są w świątyni na modlitwie. Jest to faryzeusz i celnik. Mamy pokazane dwie różne postawy wobec Boga. Z jednej strony jest to postawa pokory celnika, a z drugiej postawa faryzeusza, pełna pychy. Widzimy również, jaka modlitwa jest miła Bogu. Faryzeusz zachowuje się tak, jakby był właścicielem świątyni. Siebie samego stawia w centrum. Zapomina o tym, że świątynia to dom Ojca, dom Boży. Tekst grecki Ewangelii mówi o tym, że faryzeusz modli się w sobie samym, modli się do siebie. Odnajduje tylko siebie i traci Boga. Pyszne myślenie jedynie o sobie i własnych zasługach oddala od Boga.
Natomiast św. Łukasz pokazuje nam celnika, który „ stał z daleka”. Stoi tak, jakby tylko przekroczył próg świątyni. Jego postawa przypomina nam słowa psalmu 84: „...wolę stać w progu domu mojego Boga, niż mieszkać w namiotach grzeszników”. To pokora uświęca i usprawiedliwia. Natomiast pycha karmi się sobą, własnymi zasługami. Celnik chociaż stoi z daleka i nie jest tak blisko ołtarza jak faryzeusz, to jednak on jest dostrzeżony przez Boga. Pokora wywyższa. To ona tak naprawdę przybliża nas do Boga. Celnik „ bił się w piersi, mówiąc: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!»”.
„Nie przestawaj tedy badać samego siebie, czy twoje życie toczy się według przykazania; nie oglądaj się też na innych, czybyś u kogo nie mógł znaleźć czegoś do zganienia, jak ów ciężki i pyszny faryzeusz, który stał, usprawiedliwiając samego siebie, a pogardzając celnikiem; nieustannie sam się pytaj, czyś nie zgrzeszył myślą, czy ci się język nie potknął, wyprzedzając myśl, czy uczynkami rąk nie popełniłeś czegoś niepożądanego. I jeśli znajdziesz w swym życiu wiele pobłądzeń – a znajdziesz je bez wątpienia, boś jest człowiekiem – to powtórz słowa celnika: „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu” – napisał św. Bazyli Wielki.
Widzimy, że celnik skrusza swoje serce. Wypowiada słowa, które składają się na tzw. modlitwę Jezusową lub modlitwę serca. Ta modlitwa jest bardzo żywa w tradycji Kościoła Wschodniego. Kiedy celnik prosi o litość używa słowa „hilasteti moi”. To słowo mówi o zmiłowaniu, ukojeniu przed Bogiem, przebłaganiu i pojednaniu. W prośbie celnika rozbrzmiewa słowo „hilasterion” znane z Septuaginty (Biblii Greckiej). Oznacza ono przebłagalnię, która przykrywała Arkę Przymierza. Celnik pokazuje nam, że tylko modlitwa pełna pokory jest najbardziej głęboka i owocna. Modlitwa nie może być załatwieniem własnych interesów. Ona powinna być wyrazem naszej miłości wobec Boga, pełna pokory i skruchy. „Wiara należy do pokornych, a nie do pysznych” – podkreśla św. Augustyn w Mowie 115.
Biskup z Hippony komentując dzisiejszą Ewangelię zaznacza: „I ten grzesznik, i tamten; lecz jeden szydzi, drugi płacze, tamten gardzi, ten wyznaje swe grzechy. A prawda Boża, która nie ma względu na osobę, odróżnia pokutującego od broniącego grzechu, pokornego od pysznego, chełpiącego się w sobie od ufającego Bogu. Faryzeusz był niczym chory w gabinecie lekarskim, który nie zdaje sobie sprawy, gdzie wszedł. Pokazywał zdrowe członki, natomiast rany ukrywał.(…) Przed kim zakrywasz grzechy? Przed Tym, który widzi wszystko? Celnik zaś stał z daleka, nawet oczu nie śmiał podnieść. Dlaczego nie spoglądał w niebo? Ponieważ patrzył najpierw w siebie. Sam stał się dla siebie sędzią, aby Sędzia wstawił się za nim; sam siebie karał, aby Bóg go wybawił; sam siebie oskarżał , aby Bóg go bronił. Stał z daleka, ale Bóg przybliżył się do niego, gdyż jest On blisko tych, którzy skruszyli swe serce. Dlatego odszedł usprawiedliwiony” (Objaśnienia do psalmów).
Św. Augustyn ocenia bardzo surowo faryzeusza: „Szukaj w jego słowach, a nie znajdziesz niczego, o co by Boga prosił. Wszedł wprawdzie na modlitwę, nie miał jednak zamiaru się modlić, ale przechwalać jedynie” (Mowa 115). I kontynuuje: „«Celnik zaś stał z daleka», jednak był bliski Boga. Odczucie serca go odpychało, ale pobożność przybliżała [do Pana] (…) Nie wystarcza, że stał z daleka, ale nawet „oczu nie wznosił w górę”. Aby zostać ujrzanym, nie spoglądał. Nie śmiał spojrzeć w górę; sumienie go gniotło, lecz podnosiła wiara. Słuchajcie jeszcze: „Bił się w piersi”. Sam bowiem wymierzał karę i dlatego Pan przebaczył wyznającemu: „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu”. Oto, jak prosi! Czemu się dziwisz, że Bóg przebacza, gdy on siebie uznaje grzesznikiem?” (Mowa 115).
Pokora jest bardzo ważna w naszej relacji z Bogiem. Celnik był świadomy swojej grzeszności, nędzy duchowej. Jego życie było „pustką przed Bogiem”, ale dzięki skruszonej i pełnej pokory modlitwie jego życie było już „pustką dla Boga”, i dlatego Bóg spojrzał na niego i wypełnił jego serce przebaczeniem i miłością. Pokora pomaga pokonać wszystko. W „Apoftegmatach” Ojców Pustyni znajdujemy takie słowa abba Antoniego: „Zobaczyłem wszystkie sidła nieprzyjaciela rozciągnięte na ziemi i ze łzami spytałem: «Któż może ich uniknąć?». I usłyszałem odpowiedź: «Pokora»”.
O sile modlitwy pokornej mówi na również pierwsze czytanie (Syr 35, 12-14. 16-18). Autor starotestamentowy podkreśla: „Modlitwa pokornego przeniknie obłoki”. Oczywiście liczy się także w tym wszystkim uczciwe życie, bowiem „kto służy Bogu, z upodobaniem zostanie przyjęty”.
Również św. Paweł (2 Tm 4, 6-9. 16-18) ma świadomość tego, że jest w rękach Pana. Szczególnie teraz, na chwilę przed śmiercią męczeńską, jest to dla niego ważne: „Krew moja już ma być wylana na ofiarę, a chwila mojej rozłąki nadeszła. W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia”. Św. Paweł staje w całej pokorze przed Panem. Wie, że otrzyma wieniec sprawiedliwości nie pochodzący od niego samego, ale od Pana. Uwięzienie Apostoła Narodów jest ostatecznym aktem głoszenia Ewangelii. Św. Paweł zawsze stawał przed Panem jako grzesznik, najmniejszy ze wszystkich, ostatni. Św. Jan Chryzostom powiedział o nim w swojej homilii: „Przyniósł Abel ofiarę i z tego słynie, ale jeśli stawiasz sobie przed oczy ofiarę Pawła, okazuje się o tyle lepsza od tamtej, o ile niebo od ziemi. (…) Ponieważ siebie samego dobrze poświęcił, przyniósł na ofiarę i cały świat: obiegł niby uskrzydlony, ziemię i morze, Helladę i barbarzyńskie prowincje i wszelką w ogóle krainę, na którą patrzy słońce, nie jako zwykły podróżnik, ale wyrywając po drodze ciernie grzechów, rozsiewając słowo pobożności, odpędzając błędy, przywracając prawdę, czyniąc z ludzi aniołów, a raczej ludzi niby demonów na aniołów wyprowadzając”.
Pragnienie jest modlitwą (Łk 18,1-8)
XXIX Niedziela zwykła C
Pragnienie jest modlitwą
Łk 18, 1-8
Wspólną nicią łączącą dzisiejsze czytania jest temat wytrwałej i nieustannej modlitwy. Nam, ludziom wiary, modlitwa towarzyszy od dziecka. Bardzo często pierwszych modlitw uczą nas rodzice lub dziadkowie. Modlitwa pojawia się w naszym życiu w różnych sytuacjach życiowych, najczęściej wówczas, kiedy przeżywamy jakiś problem. Można powiedzieć, że sytuacja życiowa rzutuje w jakiejś mierze na kształt naszej modlitwy.
W pierwszym czytaniu (Wj 17, 8-13) jesteśmy świadkami modlitwy Mojżesza w trakcie bitwy Izraelitów z Amalekitami. Podniesione ku niebu ręce Mojżesza dają przewagę Izraelitom, a kiedy te ręce słabną pomagają mu Aaron i Chur. Ta sena przypomina obecność chrześcijanina w dzisiejszym świecie. Jedni chrześcijanie podejmują walkę na zewnątrz, w przestrzeni życia publicznego o obecność Boga, symboli religijnych, praw ludzi wierzących. Ich symbolem jest Jozue na polu walki. Jednak, ci którzy są z Mojżeszem na górze to ci, którzy w klasztorach, celach zakonnych, podejmują walkę wewnętrzną o obecność Boga w naszym sercu i naszym życiu. Aaron i Chur uczą nas, żeby podtrzymywać ręce modlących się naszą modlitwą. Nie możemy zdać się jedynie na zewnętrzną aktywność.
W drugim czytaniu (2 Tm 3, 14 – 4, 2) św. Paweł przypomina Tymoteuszowi, że musi trwać w Słowie Bożym. Pismo Święte jest wychowawcą, nauczycielem. Dobrym czynem, o którym pisze Apostoł Narodów jest modlitwa. Św. Augustyn w swoich komentarzach uczy nas, że dobry czyn jest przedłużeniem modlitwy. „Cokolwiek czynisz, czyń dobrze, a chwaliłeś Pana”. Dlatego tak ważna jest również modlitwa Pismem Świętym. Szczególną księgą Pisma Świętego jest Księga Psalmów. Jest to najpiękniejsza księga modlitwy. W Biblii Hebrajskiej Księga Psalmów nosi tytuł Tehillach – czyli oddychanie; człowiek oddycha, żyje, bo modli się i śpiewa psalmy. Słowo to oznacza również chwałę przy akompaniamencie pieśni. Niezwykłe świadectwo na temat modlitwy psalmami zostawił św. Augustyn: „Jakże do Ciebie wołałem, Boże, Boże mój, gdy czytałem Psalmy Dawida, hymny wiary, pieśni pobożności, w których nie ma miejsca dla ducha pychy. (...) Jakże do Ciebie wołałem psalmami i jak się od nich zapalałem miłością do Ciebie, jakże pragnąłem je na cały świat rozgłosić. A przecież one już we wszystkich krajach rozbrzmiewają i nikt się nie może osłonić przed Twoim żarem” (Wyznania, IX, 4); „Już od dawna wzdychałem za Tobą, a oto Tobą oddychałem” (tamże, 7). Święty Augustyn napisał, że kiedy odmawia psalmy, to oddycha Bogiem. Dla biskupa z Hippony Pismo Święte było wychowawcą. Po nawróceniu napisał w „Wyznaniach”: „Swoim słowem ugodziłeś moje serce i pokochałem Cię (...) już mnie wychowały Twoje Księgi”.
Ewangelia dzisiejsza (Łk 18, 1-8) pięknie pokazuje nam znaczenie nieustannej i trwałej modlitwy. Skoro niesprawiedliwy sędzia wysłuchuje proszącej go nieustannie wdowy, to Bóg Sędzia czyni to tym bardziej. Słowem bardzo ważnym w tekście Ewangelii jest słowo „prędko”. W języku greckim brzmiące „w pośpiechu”. Bóg natychmiast wysłuchuje i daje to, co najlepiej odpowiada prośbie. Postawa wdowy przywołuje nam myśl słowo „pragnienie”. Ona pragnie, by jej prośba została wysłuchana.
Bardzo ważne jest w modlitwie stałe pragnienie Boga. To pragnienie św. Augustyn w komentarzu do Psalmu 37 nazwał wewnętrzną, nieustanną modlitwą. „Nie przed ludźmi, bo oni nie widzą, co jest w sercu, lecz «przed Tobą, Panie, wszelkie me pragnienia». Jeśli przed Nim wszelkie twoje pragnienia, to i Ojciec, który widzi w ukryciu, odda tobie. Albowiem to właśnie twoje pragnienie jest twoją modlitwą. Gdy ono nie ustaje, to i modlitwa nie ustaje (...) istnieje inna, wewnętrzna, nieustanna modlitwa, a jest nią pragnienie. Gdy w sercu trwa pragnienie, nie ustaje tam i jęk. Nie zawsze usłyszy go ucho ludzkie, ale usłyszy go zawsze ucho Boże” – napisał św. Augustyn.
W komentarzach do Księgi Psalmów ten wielki Ojciec Kościoła napisał również: „Pragnij tego źródła. Biegnij do źródła, tęsknij za źródłem. (...) Nie bądź wolny w bieganiu, biegnij szybko, z niecierpliwością, tęsknij za źródłem. W rzeczywistości wiemy, że jeleń jest bardzo szybki”. Biskup z Hippony z pragnieniem Boga łączył również rzeczywistość modlitwy. „Twoje pragnienie jest twoją modlitwą. Gdy ono nie ustaje, to i modlitwa nie ustaje” – zaznaczył w jednym z komentarzy.
Postać wdowy dla św. Augustyna ma również duchowe i symboliczne znaczenie. W jednym z komentarzy wyjaśnił: „Wdowa może nosić cechy podobieństwa do Kościoła, który wydaje się być opuszczonym tak długo, dopóki nie przyjdzie Pan, który nawet obecnie troszczy się skrycie o niego. Każda dusza opuszczona i pozbawiona pomocy innej, jak tylko od Boga, jest wdową. Cały Kościół jest wdową, opuszczoną na tym świecie. Ale bliska jest dla niego pomoc. Skoro zły sędzia pomógł wdowie, żeby mu się nie naprzykrzała, to czyż Bóg nie wysłucha Kościoła, który Go błaga? Zatem dokąd jesteśmy tu na ziemi, prośmy Boga, żebyśmy wytrwale się modlili i żeby On nieustannie litował się nad nami. Wielu bowiem ustaje na modlitwie. Na początku swego nawrócenia modlą się gorąco, później opieszale, następnie ozięble, wreszcie niedbale. Niejako czują się bezpieczni. Nieprzyjaciel czuwa, ty śpisz. Sam Pan w Ewangelii nakazał, że trzeba się zawsze modlić, a nie ustawać”.
Bóg zna nasze pragnienia, chce „przez modlitwę ożywić nasze pragnienie” (św. Augustyn). Modlitwa to obecność przed Bogiem. Całą naszą codzienność możemy przemienić w modlitwę – bycie przed Bogiem.
Modlitwa sprawia, że możemy doświadczyć Bożej miłości. Dzięki modlitwie możemy również bardziej poznać siebie. W mądrości Ojców Pustyni, w tzw. Apoftegmatach jest niezwykła, anonimowa myśl: „Modlitwa jest zwierciadłem mnicha”. Modlitwa jest zwierciadłem dla każdego z nas. W niej poznajemy Bożą miłość, doświadczamy obecności Boga, ale również poznajemy siebie. Tak jak napisał św. Augustyn w „Solilokwiach”: „Boże zawsze niezmienny! Spraw, abym poznał siebie, spraw, abym poznał Ciebie. – Oto moja modlitwa.”
Zawsze jesteśmy w obecności Boga. Nie tylko wtedy, gdy się modlimy. „Jeśli mnich się modli tylko wtedy, gdy staje do modlitwy, to nigdy się nie modli” (Sentencje Ojców, Apoftegmaty Ojców Pustyni). Nie chodzi bowiem tylko o jakieś minimum modlitwy. Chodzi o pragnienie, by zawsze być w obecności Boga. Chodzi także o wiarę. To ona jest konieczna w modlitwie. „Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?”
Modlitwa i wdzięczność (Łk 17,11-19)
Jednym ze słów, które odgrywają bardzo ważną rolę w naszym życiu, w relacjach z innymi, jest słowo „dziękuję”. Jako ludzie wiary wiemy dobrze, że to słowo jest również ważne w naszej relacji z Panem Bogiem. Dlatego tak ważna jest modlitwa, która jest dziękczynieniem i uwielbieniem Boga za tak wiele rzeczy, które od Niego otrzymaliśmy i otrzymujemy.
Dzisiejsza Ewangelia, w której czytamy o uzdrowieniu dziesięciu trędowatych, ale również pierwsze czytanie opisujące uzdrowienie wodza syryjskiego Naamana, pokazują nam więź między prośbą – modlitwą i dziękczynieniem. Wyraźnie podkreślają, że sprawcą cudu jest Bóg, któremu winniśmy naszą wdzięczność.
W Ewangelii dziesięciu trędowatych zwraca się do Jezusa z prośbą: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!”. Prośba „ulituj się nad nami” zapisana w języku greckim brzmi „eleēson hēmas”. Ta prośba przypomina nam dobrze znane nam wezwanie z litanii „Kyrie eleison” (Panie, zmiłuj się nad nami). Ta prośba jest także wypowiadana przez nas na początku każdej Mszy św. w akcie pokuty. To piękne wezwanie to jedna z najstarszych modlitw błagalnych, którą Kościół kieruje do Boga. Wezwanie „Kyrie eleison” ma swoje biblijne pochodzenie, pojawia się w psalmach (np. Ps 41, 5) oraz w innych miejscach Starego Testamentu. Znajdujemy je także na kartach Nowego Testamentu, np. „Zmiłuj się nade mą, Panie, Synu Dawida!” (Mt 15, 22), „Panie, zmiłuj się nad nami, Synu Dawida” (Mt 20, 30), a także w dzisiejszej Ewangelii. Do rozpowszechnienia tego wezwania modlitewnego przysłużyła się Filokalia – antologia tekstów poświęconych ascezie i modlitwie, która powstała w XVIII wieku. Dzieło to zawiera wypowiedzi Ojców Kościoła, Ojców Pustyni i pisarzy chrześcijańskich na temat „modlitwy Jezusowej” lub „modlitwy serca”. Na tę modlitwę składają się słowa: „Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną”. Człowiek w ten sposób zwraca się do Boga o zmiłowanie, przebłaganie i pojednanie. Bardzo ważną rolę, także dla chrześcijaństwa zachodniego, odegrała książka pt. Opowieści pielgrzyma. W poszukiwaniu nieustannej modlitwy. Jest to zapis przeżyć pielgrzyma, który wędruje po Rosji w XIX wieku. Najnowsze badania nad dziełem wskazują, że ich autorem jest Arsenij Trojepolski, prawosławny mnich, ówczesny pisarz duchowy.
Św. Augustyn komentując dzisiejszą Ewangelię zwraca uwagę bardzo mocno na aspekt wdzięczności. Ten Ojciec Kościoła podkreśla, że „człowiek, który nie umie dziękować, nie potrafi się modlić. Niewdzięczność zamyka serce na Boga, jest wyrazem pychy, która sobie a nie Bogu przypisuje dobro”.
Jezus dokonując cudu oczyszczenia trędowatych nakazuje im: „Idźcie, pokażcie się kapłanom!”. „ A gdy szli, zostali oczyszczeni” – pisze św. Łukasz. Otóż choroba trądu według Prawa Mojżeszowego była nieczystością rytualną wysokiego stopnia. Chorzy na nią, aby innych nie skazić, byli zobowiązani do życia poza społecznością. Dlatego nie mogli do niej wrócić bez urzędowego stwierdzenia ze strony kapłanów, że są już oczyszczeni. Chociaż wszyscy zostali oczyszczeni już w drodze, to jednak do Jezusa wraca tylko jeden. Dla pozostałych dziewięciu nadal czynność liturgiczna, rytualna była ważniejsza od cudu dokonanego przez Jezusa. Prawo Mojżeszowe było ważniejsze niż otrzymana łaska. To jest dla nas przestroga, że do świątyni przychodzimy nie dla rytuału, ale na spotkanie z Bogiem. Jeden uzdrowiony, który powrócił z wdzięcznością do Jezusa potwierdził tym samym, że Jezus daje zbawienie, tam gdzie Prawo Mojżeszowe jest bezsilne. Uzdrowiony samarytanin otrzymał uzdrowienie nie tylko na ciele, ale także na duszy, bo uwierzył w Jezusa.
Św. Augustyn w tym kontekście tłumaczy również dzisiejszą Ewangelię w sposób duchowy, wskazując na jedność w królestwie niebieskim. „W królestwie niebieskim szczególnie strzeże się jedności. Jak owych dziewięciu, którzy nie złożyli podziękowania, zostało odłączonych i odrzuconych od wspólnoty z jednością, tak ów jeden, który złożył dzięki, przez wskazanie na jedność Kościoła został przyjęty i pochwalony. A ponieważ tamci byli Żydami, uznani zostali za odrzuconych od królestwa niebieskiego na skutek pychy. Natomiast ten jeden, który był Samarytaninem, poprzez dziękczynienie poddany Królowi, zachował jedność królestwa dzięki pokorze” – napisał św. Augustyn.
Kiedy stajemy do modlitwy to pamiętajmy o wdzięczności dla Boga.